.

.

wtorek, 18 grudnia 2018

18 lat lat temu...godzina 18.35

Osiemnaście lat temu w moim brzuchu zamieszkał jakiś maleńki joginek. Tak kontemplował i tak się relaksował,  przyjmując pozycję kwiatu lotosu, czy innej trzciny na wietrze, że wypychając mnie na wszystkie strony trochę zniekształcał moją osobę ;).
Spokój, lenistwo...zenn.  Taka też filozofia towarzyszy mu do tej pory. Bez stresu, bez pośpiechu. Spoko, luz. Nie śpieszyło mu się wcale na ten świat. Bociany też chyba strajkowały.
Głaszcząc się po brzuchu pośpieszałam- synku, ja wiem, że Ci tam dobrze, bezpiecznie, cieplutko, ale nie wyrobimy się do świąt. Posłuchał w końcu i ... już na początku drogi zaprotestował. On ma się przeciskać przez to ucho igielne? nigdy w życiu!!. Ciąć, wyciągać. On poczeka.
Znów sala operacyjna, cięcie cesarskie, tym razem bez narkozy. Chciałam być obecna podczas tego momentu... i powiem wam, że piękny był. I moment i mój syn. 18 grudnia, godzina 18.35 po raz drugi zostałam mamą. Kolejny mężczyzna na świecie do kochania ;).
A potem? potem naobiecywałam lekarzowi, że jeśli mnie puści do domu w Wigilię, to będę leżeć, pachnieć, nie przemęczać się, brać antybiotyki, byle tylko być w święta z najbliższymi. Dał się przekonać i była to najpiękniejsza wigilia, bo byliśmy wszyscy razem. W komplecie po raz pierwszy.
Aż trudno uwierzyć, że ten czas tak szybko zleciał. Że dorósł i patrzy teraz na mnie z wysokości swoich ok 180cm wzrostu. Nie przylejesz no bo jak? przez kolano też nie przełożysz :P.
A jeszcze nie tak dawno odbywały się niekończące pytania i odpowiedzi:
-Mamo a czy jak byłaś mała to były kolory?
-Były synku
-Ale mówiłaś, że telewizory były czarno białe
-Bo były
-To gdzie były kolory?

Lub dyskusje z gruntu poważnych:
-Mamo, pacnij tę muchę bo mnie denerwuje...
- Mnie ona nic nie zrobiła, sam ją pacnij
-Nie mogę, nie chcę być mordercą..
- To ja mam się bawić w tego mordercę?
- Noo, mogłabyś coś zrobić dla swojego synka..-nosz kurcze, a  mało robię ??ale pytam :
- Urodziłam cię to mało ??--na co pada beztroska odpowiedź
-Ty tylko wyręczyłaś bociana..
Minęło jak z bicza trzasł... a teraz? teraz to już dorosłość, chociaż moje dzieci zawsze będą dla mnie małe ;).

piątek, 14 grudnia 2018

Dmuchać w skrzydła.

Wczoraj wróciłam z Oslo, zamyślona, z matczyną melancholią w sercu. Dwudniowa wizyta, pełna radości z bycia blisko, ale też szykowania, pakowania, pożegnań.
Taniec nad walizkami. Bo i to chce się zabrać i tamto się przyda, a to i owo to zabierz mamo do domu, bo szkoda, bo nie wyrzucę, bo to moje. Kołowrotek- torby siup na wagę, torby siup z wagi, przepakowanie... na wagę, z wagi, przepakowanie... i tak w koło Macieju i dookoła Wojtek.
Ostatni obiad, wieczorne pogaduchy, wspólna herbata, a potem fruuu..
Odprowadzałam córcię na samolot. Poleciała do Australii na stypendium. Radość i duma miesza się z troską i obawą. I już tęsknię ogromnie... tam koniec świata przecież 😮.
Podarowałam jej planer, aby każdy dzień rozplanowała tak by wycisnąć z niego jak najwięcej, by każda godzina, minuta, sekunda przynosiła jej radość, a każdy dzień kończyła z uśmiechem i satysfakcją, że nie był on stracony. Widziałam radość w jej oczach, ekscytację nową przygodą, gotowością na nowe wyzwania. Choć i bez stresu się nie obyło. Na lotnisku szał, a przed nią przecież długa podróż była. Ostatni przytulas, buziak i każda z nas poszła na swoją odprawę, na swój samolot. Ech...
Czasem wydaje mi się, że w mojej filigranowej córci mieści się więcej odwagi niż w pięciu osobach na raz. Nie boi się spełniać swych marzeń. I mimo iż tęsknić będę każdego dnia, to trzymam kciuki i dopinguję. 
W tym roku w święta będzie u nas pełna chata... pełna chata minus jeden. A to jeden robi ogromną różnicę. Ale ponieważ jestem z tych matek co to nie podcinają dzieciom skrzydeł, a wręcz dmuchają w nie by leciały jeszcze wyżej, to życzę powodzenia mojej córci, bo szczęśliwe dziecko to szczęśliwa matka. 
Kiedyś ktoś zapytał się mnie, a jak tak dmuchniesz, dzieci wzlecą wysoko, a potem będą spadać?... to będę pierwszą osobą, która będzie je łapać. Ot.. matka, taka jej rola by bez względu na wszystko wspierać. I tak. Jestem dumna z moich pociech...chociaż wciąż się zastanawiam kiedy one tak dorosły?
No dobra... przyznam się. Jak już siedziałam w samolocie, ciemno było, to wsadziłam nos w okno i łzy poleciały. Ale dmuchać w te skrzydła będę ile sił... niech leci :).
PS. Wiśka, zajumałaś mi szalik, a tam lato teraz przecież ;/


sobota, 8 grudnia 2018

Nigdy nie jest się zbyt dorosłym na niespodzianki

Jak to w grudniu wszyscy biegają za prezentami. Szukają pomysłów, planują, a to co kupią upychają po szafach, szufladach, schowkach, niech czeka na ten najpiękniejszy, rodzinny czas. Taki coroczny rytuał😉.
Z dniem pierwszego grudnia w ruch idą kalendarze adwentowe. Co roku szykowałam dla moich dzieci, mimo iż są coraz starsze, to jednak lubią takie niespodzianki. Z tego chyba nigdy się nie wyrasta.