.

.

środa, 10 stycznia 2018

"Krzyk, myśl która nie mieści się w głowie"


Wejść na wzgórze wykrzyczeć beztroskę, radość, niekiedy głupotę...czasem to potrzebne, tak po prostu, by nie zwariować, by dać upust emocjom... macie też tak?
A kiedyś się przecież krzyczało, w głęboką noc. Ech..Młodość.
Ródzka Góra, w dole światła miasta Łodzi, noc i krzyk w ciemność- obroniliśmy dyplom! jesteśmy wielcy! mądrzy! młodzi! kochamy życie! zdobędziemy świat! wszystko przed nami! możemy wszystko!
Pierwsza wódka pita z kostką lodu w ustach. Wchodziła jak woda, zwalała z nóg jak.. wódka.
I myślę sobie, że chciałabym tak znowu, wbiec na wzgórze wykrzyczeć radość, a czasem frustrację, wykrzyczeć siebie tak po prostu.
Tylko strach, że mogliby mnie zamknąć. Co uchodzi młodym, to paniom w wieku hm hm ( tu się zakrztusiłam) już niekoniecznie. Patrzą krzywo.
Wzgórze mam tuż obok, a co tam że prawie w centrum miasta. Ale jak tu wejść na nie i krzyczeć? ludzie zgłoszą, policja mnie zgarnie, może w kaftan bezpieczeństwa opatuli. Strach.
A wiem, że gdybym tylko rzuciła hasło, to kobitki zleciałyby się i krzyczały razem ze mną, za mnie, za siebie, w noc. Tak po prostu.