.

.

niedziela, 16 czerwca 2019

Gdyby kiedyś istniał instagram, byłabym najgorszą matką ever :P.


Ostatnio wkręciłam się w instagram, a konkretnie bookstagram. Tam piszę o książkach, mówię o książkach, rozmawiam i dyskutuję o książkach. Książkoholik tak ma, że jak spotka sobie podobnych, to wiadomo raj na ziemi.
I tak będąc na instagramie czasem zapędzam się w sekcje beauty, mody, stylu, jedzenia i... tych  takich mamowych. Nie żebym coś, bo warsztat już za stary, ale kiedyś przecież babcią zostanę, to kto wie co się może przydać z wiedzy obecnej. Ale o matko i córko #instamateczki, to jest jakieś przerażające zjawisko.
Każda wie najlepiej, robi najlepiej, a jak ktoś robi inaczej od razu ma łatkę złej matki. A potem te inne, bardziej słabe lub z mniejszą siłą przebicia, biorą sobie zarzuty do serca i myślą, że jeśli nie kupią ubranek, akcesoriów i innych dupereli za miliony monet, to są złe, nieodpowiedzialne i ogólnie do doopy.
Jak ja się cieszę, że "za moich czasów" zjawisko interent nie gościło pod każdą strzechą, a o instagramie nikt nawet nie śnił. Ja byłabym najgorszą matką ever. Wiem to 😁 .

Nie karmiłam piersią, bo z bólu wyskakiwałam z kapci, pokarm jałowy, dziecko głodne...zresztą o jakich piersiach tu mówić. Ot małe wypustki. Mleko w proszku plus butelka załatwiły sprawę i mogłam razem z dziecięciem delektować się chwilami podczas karmienia. Moje cycki pozostały moje. Teraz okazuje się, że młode mamy mające problem z laktacją wstydzą się iść do sklepu kupić mleko modyfikowane, w obawie o napiętnowanie, krytykę, hejt.
Moje dzieciątka były dziećmi z chodaka. Tak wiem, samo zło i najgorszy wynalazek. Ale dzięki niemu mogłam zjeść ciepły obiad, zaparzyć herbatę bez obawy, że poparzę latorośl, a nawet skorzystać z toalety, bez trzymania potomków na kolanach. To był naprawdę komfort i luksus, lepszy niż jakieś tam spa.
Moje dzieci ominęły etap raczkowania i chodzenia przy meblach, tylko od razu w wieku 11 miesięcy  ruszyły przed siebie. Podobno to też nie dobrze. Raczkować nauczyły się mając półtora roku na kuchennym bufecie. To też źle, bo jak to na bufecie? przecież tam się posiłki przygotowuje. No cóż, mucha też czasem siądzie, a nie wiemy gdzie wcześniej gościła 😉  .
Moje dzieci miały swobodny dostęp do słodyczy, czekolad i cukierków aż do porzygu. A że mogły czerpać ze słodkiego źródełka do woli, to okazało się, że wcale nie było ono dla nich takie kuszące. I dlatego po słodycze sięgały sporadycznie. Bardziej kusiły ich tarte jabłka, które cierpliwie przygotowywał mój tato.
Teraz mamy boją się przyznać, że dały dziecku lizaka w strachu przed zlinczowaniem. Dlatego na zdjęciach wstawiają tylko owocki, podawane dziecięciu grzecznie siedzącemu w krzesełeczku.
Ło matko...krzesełeczko? U nas zbędny wydatek. Nasze niejadki, albo były karmione podczas kąpieli, albo siedząc na stole i (patent męża) kapiąc stearyną do miseczki z wodą robiąc wzorki, a my wtedy popychaliśmy jedzenie łyżka za łyżką. Mało to wychowawcze, mało edukacyjne. Gdzie dyscyplina? gdzie nauka? gdzie maniery? mogłabym powiedzieć, że w .... ale dla nas najważniejsze było, że jadły.
Teraz instamateczki zapytałyby się mnie- a gdzie wychowanie?
Gdy słyszę, że matki odmierzają swoim dzieciom jedzenie, ważą porcje, liczą kalorie, to za głowę się chwytam, chociaż z większą chęcią w tę głowę to walnęłabym taką rodzicielkę.
Kobitki nakręcają się jedna przez drugą- to jest dobre, to jest złe, to jest trendy, a tamto to obciach. I te ich dyskusje pod zdjęciami, kłótnie, wyzwiska. I tu mogłabym się zapytać- a gdzie wychowanie?😜.
I chyba najgorsze jest to, gdy jakieś instagramowo- mamowe guru rzuci hasło, że tylko takie kaszki są cooll, a ubranka dla dzieci tylko i wyłącznie muszą być firmowe, wózki to tylko mercedesy wśród wózków, a zabawki za kolejne miliony monet, inne mamy to podłapują i ostatnie pieniądze wydadzą na to co czasem dzieciom jest po prostu zbędne. Bo dzieci często wolą się bawić zwykłą gazetą czy wałkiem do ciasta zamiast fikuśną zabawką. Mój syn uwielbiał np odkurzacz. Wtedy następowało pół godziny błogiego spokoju 😁.
Niektóre mateczki włosy z głowy zaczynają sobie rwać, bo ich półroczne dziecko nie jest zainteresowane nauką angielskiego, a ona płyty puszcza, bajki zapodaje i nic.. A przecież inna matka, to pisała, że u nich to już angielski, hiszpański i nawet matematykę się wprowadza. Naprawdę? To może jeszcze dołączyć skrzypce? albo na uniwersytet od razu zapisać. No ludzie. Na wszystko przychodzi pora. A powiedzenie- im wcześniej tym lepiej, to wcale nie znaczy od dnia porodu !!!  😜.
Moje macierzyństwo w kwestii wychowania i bycia konsekwentną kulało, ale wtedy mogła mnie tylko skrytykować/shejtować teściowa, sąsiadka, czy jakaś inna ciocia dobra rada. Teraz mateczki pozwalają na krytykowanie siebie tysiącom innych osób i to w dodatku obcych. I po co? w imię czego?
Mam ochotę im powiedzieć, że nie ma idealnych matek i nigdy nie było.
Czy ja robiłam wszystko dobrze? za cholerkę nie, ale i tak moje dzieci wyrosły na bardzo mądrych, inteligentnych i zdolnych ludzików. Dumna jestem bardzo. Nie z siebie, z nich . Wasze też wyrosną, trzeba tylko poluzować gumę, dać sobie na luz i przestać spinać pośladki. A najważniejsze, przestać się dostosowywać do innych. Bo inni wcale nie wiedzą wszystkiego. A na dzieci nie ma jednej instrukcji obsługi, bo każde dziecko jest inne😉  .
I . .

10 komentarzy :

  1. Codziennie widzę matki ofiary instagrama i scyzoryk mi się w kieszeni otwiera, wózek odjazdowy,obwieszony zabawkami jak choinka a do tego pielucha, moskitiera, ubrana czapka i skarpety... ona, tak bardzo książkowa i podporządkowana, że na ryj pada ze zmęczenia, ale na insta wrzuca fotki jaka to zorganizowana, zadbana, a dziecię ideał, bo nie wydziera się z powodu kolki, tyle że mamusia zapomina, że drze się z głodu, bo ona sama dorzyna siebie dietami, suplementami czy innym szitem, który zwyczajnie ani jej pokarmowi, ani tym bardziej dziecku nie służy... wszystkie dzieci takich mamusiek są najcudowniejsze bo nie miewają sraczek, a IQ 360 od chwili narodzin, które to odbyły się szybko i bezboleśnie no bo gdzie się przyznać,że było zupełnie inaczej, przecież nie na insta..... stara jestem i swoich dzieci nie mam, ale czynnie pomagałam odchowywać Paszczaki Adamsów lata całe i obserwuję, że niestety przez media społecznościowe w tej materii następuje jakie śtotalne zidiocenie, młode kobiety zamiast skupić się na tym co ważne uwsteczniają się w jakimś chorym galopie, a ofiarami ich bezmyślności są dzieciaki..... smutne to cholernie...

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo w punkt. Obserwuję matki, które jeszcze próbują być normalne, ale boją się odstawać od innych, bo wyskoczą poza nawias narzucanych im norm i czeka je instagramowy ostracyzm. Kiedy dzieci śpią zamiast też odpocząć kręcą tzw instastory padając już morda na pysk ze zmęczenia, ale inne tak robią to one też. Ja szłam o porostu spać w cholerę gdy tylko oczka latorośli się zamknęły. Diety? Moja dieta to był brak czasu na spokojne zjedzenie obiadu. Ważne że dzieci nakarmione.
    Ten obecny galop tak je nakręca, że chcą być jeszcze lepsze, jeszcze bardziej dostrzegane, akceptowane przez instagramowo- mamowe guru, że mam ochotę krzyknąć- halo zapomniała pani o dziecku :P.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a ten ich chocholi taniec dookoła mediów się rozprzestrzenia jak jakaś zaraza z prędkością błyskawicy...

      Usuń
    2. Bo tu w grę wchodzą współprace z firmami... tu ubranka, tu zabawki, tu inne akcesoria, to przy okazji i kosmetyki i ciuch dla mamy, stąd taki pęd i ta głupota. A dziecku akurat najbardziej zależy, czy ma bluzeczkę z napisem chanel czy taką zwykłą z h&m, albo i z rynku. Ubrudzi się tak samo :P.

      Usuń
  3. Na szczęście to tylko w internecie i ewentualnie wielkich miastach. W miasteczkach i na wsiach może i biedniej ale sielsko i anielsko. Dziecka biegają usmarkane i brudne ale radosne. Rzeczy z młodszego rodzeństwa, jedzenie zdrowe bo z ogródka. Broń nas Panie B od durnej amerykańskiej propagandy i cywilizacji. I od wyścigu szczurów. I od konsumpcjonizmu i materializmu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. co te internety z ludzi robią ;). A dzieci są tylko dziećmi i należy im się normalne dzieciństwo z wszystkimi przynależnymi mu przywilejami.
      A wszelkiego rodzaju gry edukacyjne nie zastąpią zwykłej piaskownicy, tarzania się po trawie czy jedzenia brudnych owoców prosto z krzaczka.
      Ja pamiętam jak dostałam paternoster od lekarza, że pół rocznemu dziecku wyparzam jeszcze butelki :D, usłyszałam, że im też należą się bakterie by mogły się uodpornić :)

      Usuń
  4. Tak w ogóle to też się ciesze, ze za naszych czasów nie było netów..przynajmniej slady naszej młodzieńczej głupoty albo wczesnego macierzyństwa zostały tylko we wspomnieniach, nie oglądają je jacyś postronni obserwatorzy.. No i wtedy przynajmniej polubiłam czytanie książek, a od netu uzlezniona byłabym bardziej! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda i być może martwiłybyśmy się, że nasze domowe życie nie jest tak idealne jak na zdjęciach innych i zamiast przyjemności byłby stres. Net pewnie by nas pochłonął, a tak miałyśmy więcej czasu gdy latorośle już padły ;)

      Usuń
  5. Internet powoduje, że niektórzy ludzie zupełnie przestają myśleć, brak im intuicji w podejściu do własnych dzieci i odpowiedzi na KAŻDE pytanie szukają w internecie. Matka jest dobrą Matką gdy jej dziecko jest uśmiechnięte. Dzieci dzielą się na te czyste i szczęśliwe - tak mawiała wykładowczyni gdy studiowałam. W pełni się z nią zgadzam. Pozwalałam dzieciom zrobić plamę z trawy na ubraniu, czy też dziurę w spodniach, dla mnie najważniejsze było by dziecko się dobrze bawiło. A ich kreatywność - bawiły się wszystkim co wpadło w rękę, owszem miały też zabawki kolorowe, niejednokrotne ta drogie, ale to nie było priorytetem. Moje dzieciaki uczyły się poprzez zabawę, doświadczenia. He he może dlatego teraz starsza córka doktoryzuje się z fizyki ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo dzieci muszą wszystkiego spróbować, aby być w pełni szczęśliwe. Nawet zbite kolano może być częścią tej dziecięcej radości, bo jaka ulga jak mama to bolące miejsce wycałuje :D. Ograniczanie dzieci źle na nie wpływa, ich wyobraźnia nie potrafi wznieść się na wyżyny, tylko kołuje bardzo nisko jak uszkodzony samolot.
      Nie ma dzieciństwa pod tzw. "kancik", a pokazywanie takowego na zdjęciach, takiego czystego, wymuskanego i idealnego trąci troszeczkę naciąganiem rzeczywistości ;). Instagram vs prawdziwe życie, to dwie różne planety. Gratulacje dla córki :)

      Usuń