.

.

wtorek, 19 stycznia 2016

Kiedy obczyzna staje się domem

Z początku człowiek wyjeżdża by zarobić przysłowiowe parę groszy, by stanąć na nogi i móc ruszyć do przodu, by nie musiał przeliczać czy starczy mu pieniędzy aby zrobić następny krok.
Nowa rzeczywistość, nowy świat, nowi ludzie. Czasem praca po kilkanaście godzin, nieziemskie zmęczenie i tylko ta myśl, to dla rodziny, dla nas, dla lepszego jutra. Trzeba się przemóc, przyzwyczaić, dać radę. A przecież kiedyś wróci się do Polski i będzie,..normalnie? wśród swoich? Bo przecież przyjechało się tutaj tylko na chwilę, na moment, nie na zawsze.
Kiedy to się udaje, wtedy pojawiają się nowe cele i nowe zamierzenia i tak trudno powziąć decyzję o powrocie na już... Zmieniają się priorytety, postrzeganie i myślenie. Z chwili robi się kilka miesięcy, a potem lat.

Kupuje się mieszkanie do w spółki z bankiem, sprowadza rodzinę i znów trzeba uczyć się być razem, oswajać codzienność, przeskakiwać góry problemów piętrzących się przed emigrantem.
Dzieci oswajają norweską szkołę i norweskich kolegów, żona walczy z językiem, jak ze złym smokiem. Ale przecież to nie na zawsze, tylko na chwilę... Dzieci skończą szkołę, a oni z pełniejszym portfelem będą mogli wrócić do Polski... kiedyś.
W Polsce kupiona działka, szkicowany plan domu, bo z czasem przecież tam zamieszkają i kiedyś znów będą u siebie. Kiedyś... Póki co dom urządzają na obczyźnie, meblują, dopieszczają i wsiąkają w tę obcą atmosferę, która coraz bardziej staje się swojska.
Po drodze pojawiają się znajomi, jedni zostają na dłużej, inni znikają po chwili. A oni sami wpasowują się w emigracyjną rzeczywistość, emigracja zaczyna przypominać dom. To tu mają swoje problemy, a Polska kojarzy im się już tylko z wakacjami.
W Polsce znajomi niechętnie patrzą im w oczy, bo oni przecież mają problemy, a emigranci mają tylko sielankę. Fakt swoich codziennych problemów na wakacje ze sobą nie ciągną, więc może i z wierzchu wygląda jakby życie na emigracji usłane było różami. Tylko przyjaciele wiedzą jak jest.
Chcą wrócić za jakiś czas, lecz boją się, że gdy wreszcie nadejdzie ten moment powrotu, to tych których kochają nie będzie już na świecie, a dla tych z którymi swego czasu wypili się hektolitry piwa, przegadali mnóstwo godzin będą obcymi ... Że nawet miejsce do którego chcą wrócić nie będzie już takie swojskie.
Ale póki co myślą wciąż o powrocie... kiedyś...

6 komentarzy :

  1. napisalas piekny trafny komentarz u mnie dziekuje

    dobrze sie Ciebie czyta tu u Ciebie ciesze sie ze do mnie zajrzalas i dzieki temu ja tu jestem


    pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  2. ech napisałam się i znikło, ale to nic...
    doskonale Cię rozumiem, chociaż ja jeszcze ciągle tu wracam, tylko że wtedy jeszcze bardziej widzę te kontrasty i absurdy, niemal rodem z PRL-u... i tak sobie myślę, że ta tęsknota i chęć powrotu będzie w nas zawsze, choćbyśmy nie wiem jak bardzo zakorzeniły się na obczyźnie, to ciągle gdzieś w sercu będzie, że dom to Polska... kiedy jestem tam, pracuję ciężko, tęsknię za najbliższymi mi biedronami, nie raz beczę do poduszki i mam ochotę uciec, bo tak dostaję w kość, ale kiedy jestem tu dłużej, zaczynam rzygać naszą polską rzeczywistością, zawiścią i zazdrością dookoła, powszechnym przekonaniem, że jak pracuję na obczyźnie to nie mam problemów i sram eurocentami, a tak na prawdę niewielu tylko wie, ile te erocenty mnie kosztują, jak mocno czasami trzeba się zmagać z rzeczywistością tam i jak wiele barier trzeba przejść, jak wiele czasu musi minąć żeby móc się poczuć odrobinę pewniej... to czasem zaskakujące, jak ludzie potrafią widzieć tylko jedną stronę medalu mimo, że dokładnie wiedzą jak jest... powiem ci że nawet teraz mam propozycję stałej pracy, legalnie, na ichną umowę, z całym pakietem socjalnym, tylko warunek jest jeden, muszę się wyprowadzić tam na stałę, przynajmniej na okres próbny pół roku, a później już na minimum 5 lat i powiem ci, że ciągle nie jestem gotowa chociaż jeżdżę już parę ładnych lat, chociaż to by było i lepsze na moją późniejszą starość i wygodniejsze, bo przecież tłuc się po 20godzin busem dwa razy w miesiącu to żadna atrakcja, a ja się jednak waham i powiem ci, że tym bardziej mi imponuje twoja decyzja, żeby osiąść tam z rodziną, bo wiem jak mi samej bywa ciężko, a co dopiero kiedy trzeba zapewnić byt i start tam dzieciom, które zaczynają wszystko od zera... dumna jestem z ciebie i z was, i tak sobie myślę, że będzie co ma być i jeśli pisane wam wrócić to wrócicie:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Witaj. Sam nie doświadczyłem życia na obczyźnie, znam je tylko z opowieści. Jednak jestem przekonany o tym, że każda z osób będąca do tego zmuszona, czuje wewnętrzne rozdarcie duszy. Nie muszę tobie tego tłumaczyć, bo na pewno sama wiesz o tym najlepiej. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. No... Po prostu... Miło się znowu spotkać :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Wiesz..jak to mówią: "Na obczyźnie wciąż obcy, u siebie już nie swój"
    Niestety...
    Sama mam obawy czy moja G faktycznie kiedyś wróci już tak na stałe...
    loonei

    OdpowiedzUsuń
  6. Ech...nic nie dodam...może kiedyś sama wyrzuce to co duszę gniecie...

    OdpowiedzUsuń