.

.

niedziela, 10 stycznia 2016

Przemijanie

Kiedyś miałam podopieczną, prawie stuletnią kobietę. Mieszkała w wielkim, starym domu przy spokojnej ulicy Bjørkelunden, w otoczeniu innych mniej lub bardziej starych domów.
Kobieta jeszcze pełna życia, jeszcze w ruchu, mimo iż poruszanie się o balkoniku sprawiało jej coraz większą trudność. Jej wciąż jasny umysł pozwalał na zmaganie się z komputerem. A ona jak sama twierdziła, zawsze lubiła wyzwania.
Oczytana, wciąż z nosem w książkach i w gazetach. Chłonęła wiedzę, informację, nowinki jakby chciała to wszystko zgromadzić na zapas. A przy tym miła osoba, z sercem na dłoni.
Nie bała się upływającego czasu. Co prawda widziała wszędzie nowe, ale wierzyła w trwałość starego.

Ten stary dom mnie przeżyje- zwykła mawiać, tak jak przeżył moich rodziców...
Potem nie miałam z nią kontaktu, reorganizacja w firmie, zmiana miejsc, rejonu, podopiecznych...
W ubiegłym tygodniu przejeżdżałam ulicą, przy której mieszkała. Szok i niedowierzanie. Wielkiego, starego domu już nie ma. W jego miejsce został wpasowany projekt nowego budynku, o nowoczesnej bryle, którego szkielet zwycięsko sterczy z wykopanych fundamentów.
I jakoś tak przykro mi się zrobiło i jakoś to przemijanie ubodło mnie boleśnie.
I tak na duszy smutno jakoś.

1 komentarz :

  1. Doskonale Cię rozumiem... przypomniałaś mi moją Frau, u której spędziłam prawie 3 lata... miałam wrażenie, że piszesz o niej chociaż czasem potrafiła mi dać do wiwatu;)ale ona też powtarzała, że jej dom przetrwa i ją... i przetrwał, tyle że całkowicie bez duszy... teraz ma supernowoczesne wnętrze i został w środku przebudowany... i wiesz, biorąc pod uwagę żałobę w której jestem, to chyba ważniejsze to co po nas zostaje i jest niematerialne, bo tylko wtedy nie przemija i ciągle jest

    OdpowiedzUsuń