Torby prawie spakowane, masę rzeczy do wywiezienia naszykowane, ogarniam towarzystwo łącznie z psem, by niczego nie zapomnieć, a potem w drogę.
Dziś pomyślałam sobie, że szkoda iż w podróży ten internet tak coś nieklawo działa. Niby jest, a jednak ucieka. Taki psotnik. Może szybciej i milej zleciałby ten czas. Ale z drugiej strony może to i dobrze, bo jeszcze pokusiłabym się o pisanie dziennika podróży i pewnie wyglądałby on mniej wiecej tak :----
Wjeżdżamy na prom,wypływamy w morze... płyniemy, płyniemy... buszujemy w sklepie bezcłowym i gołocimy kartę pana męża, albo i moją gdyby pan mąż mocniej zamrszczył brwi ;), płyniemy, płyniemy, płyniemy... a jeśli buja, buja, buja, to rzygamy, rzygamy, rzygamy i zieleniejemy na twarzy. Płyniemy, buja, rzygamy. Zjeżdżamy z promu i jedziemy, jedziemy, jedziemy. Powoli odzyskujemy naturalny kolor. Jedziemy, jedziemy... śpiewamy, śpiewamy-- bo gdy w radio lecą piosenki nam znane, to dajemy z siebie wszystko. Jedziemy, jedziemy, jedziemy. Przekraczamy granicę duńsko--niemiecką.. Jedziemy, jedziemy... Nasze nastoletnie dzieci zaczynają się przerzucać słowami, a potem kłócić. O miejsce, o rzuconą bluzę, poduszkę, "byleco", o wszystko.
Jeszcze kilka lat temu bywało gorzej, dzieci na tylnym siedzeniu z nudów zaczynały się najpierw przerzucać słowami, szturchać łokciami, potem bić, na koniec tłuc. Na szczęście już z tego wyrosły. Teraz są tylko pyskówki. No chyba, że śpią, to panuje spokój.
Tak więc jedziemy, jedziemy... mnie powoli zaczyna trafiać szlag. Pan mąż zgrzyta zębami i para zaczyna uchodzić mu z uszu. Nie pomaga nawet termosikowe dolewanie kawy.
Jedziemy, jedziemy i zaczynają się zgrzyty, nikt już nie ma ochoty na śpiewanie, w między czasie przekraczamy granicę polsko-niemiecką. Jedziemy, jedziemy... coraz bardziej zmęczeni zaczynamy się niecierpliwić. Nie pomagają postoje i pikniki w plenerze. Zmiana za kierownicą i teraz ja wiozę towarzystwo na wakacje. Jedziemy, jedziemy - a z boku co chwilę słyszę- gdzie ta noga, gdzie ta ręka, a spojrzałaś w lusterko, za bardzo ścięłaś skręt, itp itd, a miał przecież odpoczywać. Mordercze myśli zaczynają mi się kołatać po głowie, albo chociaż "gumowego młotka dajcie mi".
Jedziemy, jedziemy, kłócimy się, kłócimy i wydaje się, że nie możemy już na siebie patrzeć. I tak milutko pyka nam ponad dwudziestoczerogodzinna podróż.
A gdy dojeżdżamy na miejsce nagle wszystko ulatuje i znów jesteśmy zmęczoną, ale"idealną" rodzinką, witaną przez otwarte drzwi domu rodziców i ich stęsknione ramiona.
Ktoś się niecierpliwił? ktoś się kłócił ? a może ktoś tłukł ? nie pamiętamy :). Przecież ta podróż była taka fajna ;).
A z tyłu głowy myśl, że za trzy tygodnie powtórka z rozrywki tylko w drugą stronę... ale to dopiero za trzy tygodnie. :). Urlop. Laba. Odpoczynek. Nadchodzimy.
życzę spokojnej podróży bez zielonego koloru a kłótnie zawsze się zdarzają i sprzeczki i kawa nie pomaga ważne ze razem i to się liczy
OdpowiedzUsuńodpoczywaj Kochana odpoczywaj
Odpoczywaj na całego! Udawaj, że nie słyszysz pyskówek dzieci. Wyłącz się, na pewno potrafisz. A może tego roku będzie dużo lepiej, dzieci coraz starsze. Miłego, wspaniałego wypoczynku u rodziców życzę. Pozdrawiam bardzo serdecznie.
OdpowiedzUsuńTakie obrazki z prawdziwego życia znane są każdemu. Ciekawe, czy wakacje będą pełne słońca, bo życzliwości najbliższych na pewno.
OdpowiedzUsuńSerdeczności zasyłam i życzę udanego wypoczynku
Bo to co przykre w miłe się zamienia, taka już uroda przeszłości. Zachwycaj się krajem!!!
OdpowiedzUsuńPewnie w drugą stronę o tyle gorzej, ze nie czekają na końcu podróży stęsknione ramiona rodzinki :) Podróż jest znośna tak do 9 godzin :P Dłużej to już męczarnia i tylko cel pozwala przetrwać :)
OdpowiedzUsuńUdanego pobytu na łonie ojczyzny :)
w końcu dotarłam do tych pisków ;) resetuj się i zbieraj ciepełko :) o powrocie pomyśl jak Scarlet " jutro" ;)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że tak długo nic nie piszesz... Fajnie się Ciebie czyta :)
OdpowiedzUsuń