.

.

czwartek, 10 maja 2018

Nie jestem filantropką, ale czasem....

Nie jestem filantropką i chociaż podobno mam dobre serce, to chyba nie jestem tak do końca dobrym człowiekiem... chociaż się staram. Z różnym wynikiem zresztą. Bo czasem ze mnie taka baba z piekła rodem wychodzi, że klękajcie narody. My kobiety wiemy o co kaman w tym temacie ;).
Od jakiegoś czasu kupuję magazyn "Asfalt", gatemagasinet, czyli gazetę uliczną. Sprzedawaną na rogach ulic, przy wejściach na dworce, centrach handlowych, na deptakach.
Kiedyś przechodziłam obok, mijając obojętnie...ot kolejne zadrukowane kartki wciskane ludziom, śpieszącym się gdzieś, dokądś, za czymś.
Jednak czytanie książek na coś się przydaje :). I właśnie z norweskiego kryminału dowiedziałam się o co właściwie chodzi z tym "Asfaltem", co to jest, po co, na co, dla kogo i "z czym to się je".

Otóż gazetę tą sprzedają bezdomni w porozumieniu z wydawnictwem. Dzięki temu mają pieniądze na swoje potrzeby. Wiem, że z góry stereotypowo jest zakładane, że to pijacy, narkomani, wykolejeńcy. Ale spotykam ich codziennie w drodze do sklepu i muszę stwierdzić, że to grzeczni, kulturalni ludzie, schludni i bardzo mili i mimo wszystko uśmiechnięci.
Nie mnie oceniać dlaczego prowadzą taki tryb życia. Nie wiadomo co spowodowało, że znaleźli się w tym miejscu, w którym są, ile życiowych zakrętów już zaliczyli, a ile jeszcze przed nimi. My też nie wiemy co nas czeka i dokąd doprowadzi nas życie. Kupuję gazetę, czasem zamienię słowo. Kusi mnie ich historia, ale pytać nie będę. Przecież pieniądze, które wydaję na gazetę nie upoważniają mnie do tego by wchodzić w ich historię, być może wywoływać w nich smutne wspomnienia.
I wiem, że mogłabym pójść do sklepu i srrruuu wydać 100 koron na kolejną pomadkę, tusz do rzęs, albo krem, albo bluzkę na wyprzedaży ;). Ale mam więcej niż oni, więc dlaczego od czasu do czasu nie podzielić się tym z nimi, chociażby poprzez kupowanie tej gazety?
Mąż żartuje, że tą moją filantropią "wyASFALTujemy" sobie drogę na działkę. A jakby  tak się dało to czemu nie?
I tak sobie myślę, że my wciąż narzekamy i narzekamy i narzekamy... i mało nam i źle i nie tak.
Obiecuję sobie mniej narzekać, doceniać to co mam i cieszyć się wszystkim. Wiem, że czasem są to "obiecanki cacanki", ale przynajmniej się postaram. Narzekać będę tylko mężowi, żeby ten tego ...nie zapomniał, że ma żonę :).

2 komentarze :

  1. Może to i nie szlachetne ale ja często podnoszę sobie samopoczucie pomagając biedniejszym i mniej szczęśliwym.

    OdpowiedzUsuń
  2. docenianie tego co się ma podnosi znacząco humor i samopoczucie, a przy okazji pojawia się coś takiego ( bynajmniej u mnie), że mi to wystarcza... mam co jeść, gdzie spać, na głowę mi nie cieknie, spełniam swoje pasje, więc mam kupę szczęścia :) czy w takiej sytuacji mam prawo narzekać na niedostatek? :)

    OdpowiedzUsuń